Od startu moich studiów korporacje były owiane najróżniejszymi legendami. Były historie ludzi, którzy mieszkają w namiocie pod biurowcem, bo nie opłaca im się wracać do mieszkania na 3 godziny spania. Było dużo na temat tych, którzy po korpo uciekli w Bieszczady, bo miasto kojarzyło im się tylko z wyścigiem szczurów.
Czy firmy zatrudniające mnóstwo ludzi naprawdę są takie złe? Czy wysysają nas jak cytrynki dla własnych profitów, a później zapominają o naszym istnieniu?
Dziś pogadamy o pracy w korporacji.
Spis treści artykułu:
Specjalizacja > wszechstronność
W korporacji istnieje spore prawdopodobieństwo, że będąc zatrudnianym na dane stanowisko, będzie ono związane z konkretną specjalizacją. To może oznaczać (ale oczywiście nie musi) pewną monotematyczność tematów i rozwój już w konkretnej ścieżce. Z drugiej strony, to Ty będziesz ekspertem z danego obszaru i to na Twojej ekspertyzie będą polegać inni.
Dla przykładu – w agencji byłam odpowiedzialna za kampanie całościowe (od badań i analiz po koncepcję i wdrożenie) dla wszystkich pracowników danej firmy. Teraz w szczególności zajmuję się grupą młodych osób z obszarów technologii. A to już jest mocno sprecyzowana działka. Czy praca jest nudna? Na pewno nie. Z perspektywy mojej roli jako project managera nadal mam projekt do realizacji, a zadania są różnorodne. Projekt powtarza się co około pół roku i ma swój cykl. A to także ma swój plus w postaci zadań i sytuacji do których można przygotować się z wyprzedzeniem.
Myślę, że dla osób, które spędziły jakiś czas w agencji może to być ciekawa odskocznia i zobaczenie jak wygląda praca w węższym obszarze.
„Czekałem na tyle akceptów, że jak już je dostałem, to zapomniałem o czym był projekt.”
Gdy po agencji przyszłam do korporacji i na pierwszym projekcie zobaczyłam ile czasu ciągnie się otrzymanie akceptacji na podpisanie umowy z kontrahentem, stwierdziłam, że nigdy nie wyrobię się z planem całego projektu – nawet gdybym poświęcała czas po godzinach.
Miałam poczucie ogromnej bezsilności, a zarazem frustracji, bo chociaż wszystko zrobiłam na czas, to nie ode mnie zależał ostatni etap czyli akcept.
Jednak po emocjach zawsze przychodzi racjonalność. Takie podejście dużej firmy wynika przede wszystkim z potrzeby zabezpieczeń (na które może być mocniej narażona niż kilkudziesięcioosobowa firma) – prawnych, marki, cyberbezpieczeństwa itd, a każdy błąd może kosztować setki tysięcy jak nie miliony. Nic więc dziwnego, że jest to istotny element, którego nie da się uniknąć. Na początku, dopóki nie doświadczymy tej potrzeby na własnej skórze, możemy mieć wrażenie, że pewne rzeczy robimy bez sensu. Zmieniamy zdanie gdy okazuje się, że np. baza danych za którą jesteśmy odpowiedzialni wycieka do Internetu.
Dlatego idąc do korporacji trzeba nastawić się na to, że czasami projekty mocno się wydłużają, a my możemy nie mieć takiej mocy sprawczej aby pewne procesy przyspieszyć.
Z drugiej strony dla mnie te wszystkie etapy tworzą także pewien porządek, który w kreowaniu biznesu na skalę światową jest po prostu warunkiem koniecznym. Inaczej wszyscy byśmy się zgubili po tygodniu. I oczywiście nie mówię tu o procesach typu patologia gdzie tworzy się instrukcję do obsługiwania instrukcji, ale o sytuacjach gdy przejście przez proces jest dla każdego takie same i porządkuje działania.
Mail za mailem i dalej kolejny mail.
Częstym standardem w korporacji jest „zabezpieczanie się” mailami. Z czego to wynika? Ilość spotkań, ustaleń jest tak długa, że czasami ktoś o pewnych ustaleniach może najzwyklej w świecie zapomnieć. Wysyłanie notatek po spotkaniu, rozmowa przez maile, ma być na to pewnym zabezpieczeniem. Zabezpieczeniem, które w kulturze agencyjnej może wydawać się chamskie albo zagraniem w „białych rękawiczkach”. I oczywiście, po części wiele osób perfidnie wykorzystuje do tego maile, jednak nadal uważam że dobrze wykorzystane, może mieć wiele zalet.
W pracy agencyjnej wiele działań jest ustalanych ustnie i wynika to z kilku faktów. Często osoby decyzyjne siedzą koło nas (agencja może zmieścić się na jednym open space’ie gdy w korporacji na tej samej przestrzeni może uda się pomieścić mniejszy departament). Po drugie, często ilość osób na spotkaniach jest sporo mniejsza i opiera się na pracy jednego zespołu, a nie kilku. To także ułatwia pracę i realizację zadania.
Inwestycja w rozwój
Dla mnie jest to jeden z większych benefitów, który daje organizacja, a przy okazji ogromna szansa na dodatkową naukę, nie tylko przez pracę, ale szkolenia od innych ekspertów.
I oczywiście, gdy zaczynasz swoją przygodę z daną firmą, te budżety nie zawsze pojawią się od razu. Jednak istnieje spore prawdopodobieństwo, że im więcej będziesz „dowozić” firmie, tym ona będzie chciała więcej w Ciebie inwestować.
Korporacje mają często sporo bardziej rozwinięte możliwości rozwoju – mentoringi, coachingi, warsztaty, spotkania z ekspertami z zewnątrz, dodatkowe spotkania inspiracyjne. Jest to ustrukturyzowane i poukładane, często oprócz wewnętrznych trenerów organizacja współpracuje z platformami do zdalnej nauki. W korporacji takimi tematami zajmują się oddzielne zespoły, więc już to może świadczyć o tym, jak możliwości rozwoju mogą być szerokie.
Work life balance czy jednak nie za bardzo?
Kiedyś byłam świadkiem rozmowy jak koleżanki z pracy zaczęły dyskusję na temat młodych pracowników, którzy przychodzą do pracy gdzie na start chcą zarabiać tyle co koleżanki po 20 latach doświadczenia. Na dodatek pyskują (chodziło im na pewno o asertywność;) ) i nie szanują struktur (nie boją się otwartej dyskusji z managerami).
Na co jedna z nich powiedziała „przestań narzekać na tych, którzy jako pierwsi przestali się bać i mówią to, co myślą. Poza tym, to dzięki nim wychodzisz o normalnej godzinie z pracy i masz czas dla rodziny, bo to oni o to walczyli”.
I taka jest prawda. Coraz więcej młodych osób pilnuje godzin pracy i nie siedzi w niej tyle, że potem nie ma siły na nic innego tylko leżenie na kanapie.
Korporacja korporacji nie równa, projekt projektowi także. Ale nadal o wiele bardziej podoba mi się praca w dużym przedsiębiorstwie gdzie jestem świadoma z wyprzedzeniem, które tygodnie mogą być bardziej intensywne (a przez to też będzie więcej pracy) niż dostawanie informacji o nadgodzinach tego samego dnia. Nie zmienia to faktu, że w każdym dziale i organizacji może wyglądać to inaczej, a nadal mam sporo znajomych, którzy właśnie z tego powodu zrezygnowali z pracy w korporacji.
I ostatni element – team.
Gdy przychodziłam do korporacji, wiedziałam, że dziewczyny z mojego zespołu mają po 10, 20 lat doświadczenia więcej niż ja. To wzbudzało we mnie pewien lęk czy moje doświadczenie i wiedza będą dla nich w ogóle ciekawe i czy będę mogła wnieść coś nowego do zespołu.
I nie mogłam bardziej się mylić. Zespół był zainteresowany, zadawał pytania, był ciekawy opinii. Mocno doceniał i angażował w dyskusję od samego początku. Dziewczyny także wiele mnie nauczyły. Każda z nich była na kompletnie innym etapie życiowym i ich podejście do pracy, rodziny to dla mnie nowa perspektywa z której czerpałam garściami.
Korporacja nie jest dla każdego. Osoby, które nie lubią struktur, długich procesów, hierarchii mogą nie odnaleźć się w korporacji. Natomiast jeśli cenisz sobie doświadczony zespół, rozwój w konkretnym kierunku – warto zastanowić się nad takim typem firmy